niedziela, 12 kwietnia 2015

POWOŁANIE DO SPEŁNIANIA MARZEŃ

Nachanga South Hospital


Dwa razy w tygodniu biały jeep podjeżdża pod mury naszego domu misyjnego i zabiera nas do szpitala na południu Chingoli. Za każdym razem gdy opuszczamy naszą placówkę mamy w sercu mieszankę uczuć. Smutek, bo za naszymi plecami zostawiamy nasz Dom – miejsce do którego zostałyśmy posłane. Radość i zaciekawienie, bo przed naszymi oczami niedługo ukażą się mury, w których czekają na nas nowi pacjenci. 

Kolejną dawkę emocji dostarcza szpitalny korytarz, na którym za każdym razem mijamy sznur krzeseł z oczekującymi rodzicami i dziećmi. Ogarnia nas niedowierzanie. Dostrzegamy dziecko wirujące wokół własnej osi, drugie krzycząc tupie nóżkami, trzecie odwrócone do ściany rytmicznie uderza pacami o krzesło, czwarte martwym wzrokiem wpatruje się w bliżej nieokreślony punkt na suficie. Są też dzieci z powykręcanymi jak druciki kończynami, zniekształconą twarzą lub cieknącą z buzi śliną. Za każdym razem zastanawiamy się, czy oni naprawdę czekają na nas. Czy to nie jakaś pomyłka? 

To jeszcze nie koniec emocji. Otwieramy drzwi gabinetu, a na stole wita nas sterta teczek z historią medyczną każdego z nich. Epilepsja, poudarowe uszkodzenie neurologiczne, zespół genetyczny, porażenie mózgowe lub bliżej niezdiagnozowane całościowe opóźnienie rozwoju. To nie pomyłka. Oni naprawdę czekają na nas. Za chwilę wejdzie pierwszy z nich, a nas ogarnia przerażenie. Co możemy powiedzieć? Czy w ogóle możemy jakoś im pomóc? Może tylko tracimy ich czas i wlewamy w ich serca fałszywą nadzieję? 

Jednak to nie my wybrałyśmy to miejsce. To ono znalazło nas przez zbieg wielu przypadków, które prawdopodobnie nie były wcale przypadkami. Praca w szpitalu nie była naszym pomysłem. Każdego poranka, w modlitwie oddajemy cały dzień w ręce Pana Boga. Prosimy, by wlał w nasze serca pokorę i wyposażył nas w odpowiednie narzędzia, aby sprostać zadaniom, jakie przed nami postawił. Każdego dnia odkrywamy Jego prowadzenie. I choć wydaje nam się, że niewiele pomagamy – codziennie słyszymy słowa wdzięczności. To nie nasza zasługa, to największa z naszych misyjnych łask.

Jeszcze niewiele rozumiemy z tego, co się wokół nas dzieje. Gorąco prosiłyśmy, aby Pan Bóg wskazał nam miejsce naszej pracy. Po 5 miesiącach misji obok codziennej pracy w oratorium - trafiłyśmy do szpitala. Miejsca, o którym wciąż obie marzymy, jako o miejscu naszej pracy zawodowej w Polsce. 

Dlaczego nasze zawodowe marzenie spełnia się na misji? Dlaczego w Afryce? Dlaczego akurat teraz, kiedy wydawało się, że zawieszamy wszelkie nasze marzenia i zawodowe plany? Wygląda na to, że Pan Bóg przygotował nam piękny prezent.

Karolina i Paulina


1 komentarz:

  1. Życzę Wam dużo siły,zdrowia,cierpliwości Kochane dziewczyny oraz wszelkich łask Bożych.
    Pozdrawiam serdecznie i podziwiam....z myślami o Was
    Marta

    OdpowiedzUsuń