poniedziałek, 6 października 2014

POZNAŁAM SZCZĘŚCIARZA

Metr entuzjazmu


Lucka codziennie spotykam w oratorium. Do moich uszu często dobiega znajome „Lucky, Lucky!”, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda na szczęściarza. Obsmarkana buzia, w obdartej koszulce, która z każdym dniem ciemnieje od brudu. Jego chude nóżki ledwo utrzymują jeszcze chudsze ciało. Jest najszybszy, choć biega za piłką w męskich klapkach – mocno zniszczonych i większych od jego stopy o jakieś pięć numerów. Na oko ma zalewie metr wysokości, ale rokuje na światową gwiazdę koszykówki. Może przyszedł z odległego o 10 km buszu, a może z ulic Chingoli. Tego nie wiem, bo jego angielski jest gorszy nawet od mojego. Jedno jest pewne, uśmiech nie schodzi mu z twarzy, a jego entuzjazm udziela się innym chłopcom. Tak, jakby wszystko co widzi, co robi – widział i robił po raz pierwszy w życiu. 



Akumulator „chcenia”


Luck codziennie gra w kosza. Uliczna koszykówka w Afryce to prawdziwe wyzwanie energetyczne. Tu nie tylko potrzebuję dobrej kondycji ciała, ale i umysłu, bo skład drużyn zmienia się po każdym rzucie piłki do kosza. Główną zasadą jest brak jakichkolwiek zasad. Przejmuję piłkę i od nowa szukam sojuszników. W jednej rozgrywce mogę być w dwóch, trzech, a nawet dziesięciu różnych drużynach. Po dwóch godzinach gry ledwo łapię oddech. W mojej głowie kołuje się jak na otwartym morzu. Fala zmęczenia zalewa moje zmysły. Obraz przed moimi oczami rozmywa się jak po przejażdżce na karuzeli. Potrzebuję „stop klatki”, by mój wzrok odzyskał ostrość. Jednak za każdym razem gdy przystaję na chwilę – piłka ląduje w moich dłoniach zmuszając mnie do aktywności. To Luck widząc, że nie mam siły walczyć o piłkę – sam rzuca ją w moją stronę. Opadam z sił, ale kiedy widzę roześmianego Szczęściarza zapominam o zmęczeniu i czuję, że mój akumulator energii znów jest pełny. Znów zaczyna mi się „chcieć”.

Gadżeciarz


Nie wszystkie akumulatory Szczęściarz potrafi naładować. Ławka pod ścianą oratorium należy do zbuntowanych nastolatków z centrum Chingoli. Mają swojego lidera, który od razu wyróżnia się z grupy. Na nogach ma firmowe buty, na głowie odblaskową różową czapkę i duże modne okulary oprawione w złote oprawki. Jego spodnie ledwo zatrzymują się na pośladkach. Zszycie w kroku przypada na wysokość kolan. Przesiaduje z telefonem w ręku i słuchawkami w uszach. Znudzony ziewa patrząc w ekran smartphona. Niestety nawet radość i energia Szczęściarza jeszcze nie zdołała naładować akumulatora w jego komórce. 

Lekcja akceptacji


Trzydziestostopniowy upał, powietrze gęste od kurzu. Po kilku minutach w pełnym słońcu marzę o szklance wody. W tym samym upale, chłopcy ze slumsów codzienne, na boso pokonują dziesięciokilometrową drogę żeby przez chwilę móc pograć w kosza lub w nogę. Kiedy oni biegają za piłką, Gadżeciarz i jego koledzy śmieją się z naszej prymitywnej zabawy. Powstrzymuję się od komentarza, choć na usta ciśnie mi się: „Po co tu przychodzisz, skoro nasza zabawa Cię śmieszy? Po co przychodzisz, jeśli nas nie potrzebujesz?”. 

Panie Boże, Ty nie odrzucasz nikogo. Kochasz wszystkich, szczególnie tych, którzy odrzucają Ciebie. Daj mi siły i cierpliwość. Poczekam. Może pewnego dnia Gadżeciarz zagra ze Szczęściarzem w jednej drużynie?



1 komentarz: